Witaj, Szanowny czytelniku ! Zostałem natchniony. Matko, ale to tandetnie brzmi, ale tak w rzeczy samej się stało. Zostałem natchniony filmem, z resztą polecanym przez moją Szanowną Przyjaciółkę, z resztą dzięki której nie pierwszy raz obejrzałem film, gdzie kolejny raz przesiedziałem przez ekranem ponad dwie godziny i ani przez moment nie doznałem uczucia nudy, a wierzcie mi, oglądając współczesne filmy zdarza mi się to niestety często. Czasami oglądając film, oglądam go 3 godziny, bo w międzyczasie 5 razy sprawdzę fejsa, coś fajnego pojawi się na YouTube itd. :P
Ale do rzeczy. Bo widzisz, gatunek horroru w dzisiejszych czasach, jak już być może kiedyś pisałem, został zdegradowany do prymitywnego, półtoragodzinnego rozlewu krwi, najczęściej amerykańskiej młodzieży, która wybrała się na wycieczkę. Clichée, którego mam już dosyć, dlatego sięgnąłem wstecz, gdzie filmy miały polot, dzisiaj bardzo rzadko osiągalny.
"Adwokat Diabła", bo tak zowie się film, o którym chcę dzisiaj opowiedzieć, porusza, zmusza do myślenia, a jednocześnie jest w dosyć przystępnej formie zobrazowany. Nie będę tutaj opisywał całej fabuły, bo taką klasykę kina obejrzeć powinien każdy, kto oglądał coś ponad "Paranormal Activity", czy tak bardzo reklamowanym i krytykowanym przez chyba wszystkie portale tematyczne "Taśmy Watykanu". Opiszę jednak z jak najmniejszą ilością szczegółów ogólny zarys fabularny, ponieważ to co napiszę potem brzmiało by jak coś wyrwane z kontekstu, gdybym tego nie zrobił. A więc poznajemy młodego, prężnego adwokata Kevina Lomaxa (w tej roli Keanu Reeves), który w swojej dotychczasowej karierze ani razu nie zaznał porażki, a przynajmniej nie zawodowej. W trakcie świętowania swojego kolejnego zwycięstwa przed Trybunałem Sprawiedliwości dostaje on propozycję pracy w znanej i szanowanej firmie prawniczej w Nowym Jorku. Jego pracodawcą jest John Milton (Al Pacino), i nie zdradzę tutaj wiele, gdy powiem że jest on... tak, zgadłeś, diabłem. Wystarczyło spojrzeć na tytuł... ;)
Fabuła, jakkolwiek świetnie skonstruowany jest jej przebieg, nie jest jednak celem dzisiejszego tekstu. Wiem, że może brzmieć to jak mocno utarte powiedzonko, ale takich filmów już się dzisiaj nie robi. Nie mam pojęcia jak w 1997 roku promowany był ten film, czy jego sukces był z góry przepowiedziany (zważając na Al'a Pacino w obsadzie, pewnie był...), ale jestem pewny, że dzisiaj, nie ważne ile by włożyć pieniędzy w produkcję, jakiego reżysera wybrać, ani jakim aktorom zaoferować angaż, nie powstanie horror/thriller tak dobry, jak "Adwokat Diabła". Być może to geniusz reżysera wpłynął na to, że ten film ogląda się tak przyjemnie, być może to połączenie Pacino + Keanu tak wpływa na to co oglądamy, a być może to czasy w których był kręcony. Czasy, w których słowo ORYGINALNOŚĆ coś znaczyła. Bo nie pamiętam kiedy ostatnio oglądałem film grozy, bez elementu a) egzorcyzmów b) nawiedzonej nieruchomości c) maniakalnego mordercy d) wszystkiego powyżej razem. No ale dobra, w "Adwokacie..." jest motyw Diabła, wielka mi oryginalność, powiecie. No więc owszem, zgadza się, kilka filmów z Diabłem nakręconych w latach, powiedzmy 2005-2015 by się znalazło. Ale czy spośród nich jest prawie dwuipółgodzinny film, który bez ustanku trzymał mnie w napięciu, pomimo tak powoli, wydawać by się mogło toczącej fabuły ? Wątpię, a jeżeli jest, to napisz mi tytuł w komentarzu poniżej, bardzo chętnie obejrzę, serio !
Drugą sprawą jest, że ten film naprawdę daje do myślenia. Ciężko mi trochę opisać w jaki sposób to robi, bez spojlerów, tak więc jeżeli zamierzasz obejrzeć ten film, zrób to teraz, a potem wróć do ponownego czytania tego bloga. Chodzi o to, że życie Kevina wraz z przeprowadzką do Nowego Yorku zamienia się w koszmar. Można przy tym pomyśleć, że wszystkiemu winien jest Milton, czyli Szatan. Jednakże podczas finałowej sceny możemy zobaczyć, że Kevin miał nad wszystkim pełną kontrolę. Klientami głównego bohatera byli ludzie, którzy bezsprzecznie byli sprawcami swoich zbrodniczych czynów, o czym Lomax doskonale wiedział, mimo tego postanowił ich bronić, i tak naprawdę wypuszczał na wolność przestępców. Nad tym, że jego żona przez samotność powoli popadała w depresję, a potem w obłęd także miał pełną kontrolę, bo przecież widział jak wygląda sytuacja i spokojnie mógł rzucić pracę i wyjechać do z powrotem do rodzinnego miasteczka, jednakże nie zrobił tego z powodu swojej niepohamowanej żądzy pieniędzy, co w rezultacie doprowadziło do śmierci Mary Ann, czyli jego żony. Rola szatana oczywiście odegrał tutaj znaczącą rolę, ale Kevin mógł temu zapobiec. Do czego zmierzam ? Nie jestem religijną osobą, lecz jeżeli faktycznie naszymi czynami coś kieruje, robi to wyłącznie nasza wolna wola, czyli my sami. Bo coś, co z pozoru wydawać by się mogło po prostu delikatną pokusą, chęcią dodatkowego zarobku, małym "skokiem w bok", rezultat tego może być nieprzewidziany w skutkach, ot, taki efekt motyla...
I choć końcówkę filmu na pewno dałoby się poprowadzić inaczej, bardziej sensownie, ewentualnie skończyć film w lepszym momencie, ta jednak satysfakcjonuje. Wszystko lepsze od tego, niż gdy dowiadujemy się, że Główny Zły nadal żyje i będzie kolejna część kolejnej nędznej części Piły czy też innego Jasona Voorhesa ;) I tak, wiem że nie wszystkie nowe produkcje są słabe, ale nadal 95% to niestety mniej lub bardziej, ale gnioty. To tyle z dzisiejszych przemyśleń, jeżeli masz swoje, zapraszam do komentowania. A jeżeli chcesz więcej fajnych, horrorów/thrillerów, to polecam japońską wersję "The Ring", jeżeli chodzi o motyw Diabła, to pierwsze co przychodzi mi na myśl do "Omen" z 1976 i "Omen 2" z 1978, i niech Cię nie przerazi data wydania, bo film straszy tak samo :) Z nowszych, gorąco polecam "Szósty zmysł". To tyle co przychodzi mi na myśl na ten moment, może kiedyś napiszę coś więcej o horrorach, kto wie. A na dzisiaj to tyle, zachęcam do pokazywania mojego blogaska znajomym, udostępniania co łaska i komentowania. Miłego dnia i do następnego.
