poniedziałek, 25 maja 2015

Recenzja: Dexter (Sezon 1)

Hej ! Dzisiaj zdecydowałem się napisać coś w ludzkich godzinach, bo przemyślałem sobie temat w drodze ze sklepu :D W sumie to i tak już zapowiedziałem ostatnio w ramach postu o Avengers 2 o czym będę dzisiaj pisać, a mianowicie o serialu Dexter. A dokładnie o pierwszym sezonie serii, bo dopiero wczoraj dokończyłem go oglądać. Chciałem jeszcze tylko dodać, że jak zauważyłeś piszę sporo recenzji, a to dlatego że pisze mi się je bardzo przyjemnie i swobodnie, tak więc możesz się ich spodziewać więcej w przyszłości. Oczywiście jak tylko trafi się coś ciekawego niezwiązanego z serialami, to nie omieszkam o tym napisać. Wiem, że wczoraj były wybory, ale tematu polityki staram się unikać, bo po pierwsze nie jest on dla mnie ciekawy, ani nie uważam też, że posiadam wystarczająco wiedzy żeby pisać na ten temat. To tyle w ramach wstępniaka, jedziemy z Dexterem.


Zaznaczam jeszcze raz, że mowa będzie o pierwszym sezonie owego serialu, postaram się pisać bez większych spojlerów, jako że moim celem jest zachęcenie Ciebie do obejrzenia tego serialu, a spojlery zbytnio w tym nie pomagają. Będą tylko informacje które możecie wyczytać na IMDB, Filmwebie itp.

Dexter Morgan pracuje jako specjalista ds. krwi w wydziale kryminalnym w Miami. Dex jest wzorowym pracownikiem, chłopakiem swojej dziewczyny Rity, oraz troskliwym bratem swojej przyszywanej siostry Debry. W wyniku mrocznych wydarzeń z jego dzieciństwa, w jego psychice zachodzą nieodwracalne zmiany. Dexter ma trudności z okazywaniem ludzkich uczuć, miłości, smutku, radości i innych emocji, które przejawia normalny człowiek. Tytułowy bohater ma jednak jedną, niepohamowaną rządzę: musi mordować. Nie realizuje jednak swojej chorej fascynacji na niewinnych osobach, zabija tylko tych, którzy na to zasługują, czyli morderców, gwałcicieli i innych zwyrodnialców. Robi to oczywiście w tajemnicy przed wszystkimi...


Pewnego dnia w pracy, Dexter ma okazję doświadczyć czegoś, co zmienia diametralnie jego spojrzenie na zabijanie ludzi. Bada on przypadek morderstwa, który według niego staje się pewnego rodzaju sztuką: ciało pokrojone na części, lecz pozostawione bez ani grama krwi. Zaskoczony metodami tajemniczego mordercy, zaczyna własne dochodzenie aby dowiedzieć się, kim jest owy nieznajomy. Jego ciekawość wzmaga się z momentem, gdy okazuje się że "kolega z fachu" zostawia ślady, które mają być próbą komunikacji z Dexterem oraz rodzajem zabawy pomiędzy nimi.


Nic więcej o fabule pierwszego sezonu nie napiszę, ponieważ musiałbym rzucać spojlerami.
W moim dosyć już zaawansowanym "stadium" bycia fanem seriali, Dexter to moje drugie zetknięcie się z serialem kryminalnym. Pierwszym był CSI: Miami, i choć dla większości może się on wydawać czasami zbyt skomplikowany, głęboko wchodzący w strukturę kryminalistyki, to Dexter nie dość, że jest o wiele bardziej przystępniejszym serialem, to tak naprawdę skupia się na czymś innym niż na samych zbrodniach. W Dexterze chodzi głównie o przygody głównego bohatera, zgłębianie sekretów jego zawiłej psychiki i obserwowanie jak radzi sobie on w jego podwójnym życiu. To, jak przedstawiony jest główny bohater w tym serialu jest istnym majstersztykiem, jest to chyba jedna z najlepiej wykreowanych postaci ze wszystkich seriali jakie oglądałem i mówię to z pełnym przekonaniem. Jego po prostu nie da się nie lubić, ja polubiłem go szczególnie, bo jestem fanem "psycholi" w serialach :) Osobiście stawiam go w pierwszej trójce serialowych/filmowych psychopatów razem z Patrickiem Batemanem z American Psycho i Louisem Bloomem z Wolnego Strzelca (Cholera... zapomniałem napisać recenzji tego filmu :( Obiecuję nadrobić zaległości!). Jednocześnie poprzednie zdanie niech stanie się wyznacznikiem jakości, jaką ma serial Dexter, oraz zachętą do obejrzenia tegoż serialu, zwłaszcza, jeżeli lubisz takie klimaty ;)


Oprócz głównego wątku fabularnego opartego na głównej postaci, możemy oglądać szereg świetnie napisanych wątków pobocznych. Poznajemy niestabilne relacje Dextera z jego trochę szaloną, siostrą Debrą, która jest jednocześnie jego koleżanką z pracy, a której troskliwy brat pomaga we wspinaniu się na wyższe szczeble kariery w policji. Ciekawą postacią jest także Angel, latynoski policjant i dobry kolega Dextera oraz sierżant James Doakes, twardy, czarnoskóry glina, który nie ukrywa niechęci do speca od krwi z wydziału i podejrzewa go o ukrywanie jakiegoś sekretu...
Tego ostatniego możecie z resztą znać z mema "Surprise, motherfucker" ;)


Z minusów serialu początkowo była dla mnie dziewczyna Dextera, Rita, która na początku sezonu była zbyt flegmatyczną i nieciekawą postacią, lecz razem z postępem w fabule jej postać zaczyna być bardziej interesująca. Poza tym jednak żądnych większych wad serial nie posiada, choć miałem mieszane uczucia co do zakończenia sezonu, bo nie każdemu może się on podobać, mnie pasowało. Dodatkowo dochodzą genialne zdjęcia i muzyka. Soundtracku można słuchać osobno w autobusie, bo jest po prostu świetny. Cała sceneria serialu, czyli Miami jest po prostu boska, kolorowa, pogodna, pomimo mrocznej historii przedstawionej w odcinkach, co automatycznie kasuje wszystkie minusy serialu :D Wrażenie podnosi tylko moja fascynacja Stanami, ale nawet bez tego Miami z serialu to miasto, w którym chce się żyć. Oczywiście bezpiecznie...

Mam nadzieję, że recenzja zachęciła Cię do zapoznania się z tematem, fabularnie serial świetnie trzyma się kupy jako jedna opowieść, po której niekoniecznie musimy kontynuować oglądanie, bo nie ma tutaj żadnych znacznych niedopowiedzeń. Pierwszy sezon Dextera gorąco polecam, nie wiem jak z następnymi, bo doszły mnie słuchy że nie każdy trzyma poziom. Niemniej jednak od dzisiaj zabieram się za oglądanie drugiego sezonu :) Jeżeli chcesz, żebym napisał podobną recenzję, ale o 2. sezonie, pisz w komentarzach, to samo tyczy się jakichkolwiek pytań. Na wszystkie chętnie odpowiem. Tymczasem dzięki za poświęcony czas i do następnego !

środa, 13 maja 2015

Avengers: Czas Ultrona | Nadchodzące filmy Marvela/DC | Trochę o kinie

Hej, drogi Czytelniku :) Długo mnie nie było, ale po prostu nie było nic ciekawego, o czym chciałbym napisać, a że jestem człowiekiem konkretnym, nic nieznaczącymi ploteczkami nie będę marnował mojego, ani tym bardziej Twojego czasu. Ale do rzeczy, dzisiaj o Avengers: Czas Ultrona, który to film Marvela niedawno wszedł do kin i na który oczywiście nie omieszkałem się wybrać, UWAGA ! Recenzja bez spojlerów ! Ale we wstępniaku o czymś innym, a mianowicie o samym kinie.



Kino to dziwna rzecz. Z jednej strony tyle się mówi o piractwie, z drugiej o astronomicznym sumach, jakie wydaje się na filmowe produkcje, a które to w większości przypadków zwracają się z nawiązką, a niektóre nawet dwukrotnie. Mnie jednak najbardziej dziwi to, dlaczego w Największej Sieci Kin w naszym kraju, za bilet w środku tygodnia płaci się mniej, a w weekend więcej. Może moja wiedza na temat biznesowego zaplecza kin jest nikła, ale według mojej opinii to czyste żerowanie na pieniądzach ludzi, które w takiej postaci jest po prostu czymś niefajnym. Zwłaszcza, że bilety są coraz to droższe, kiedyś za sam bilet płaciłem nie więcej niż 15zł, nawet gdy na film wybrałem się w tych weekendowych "godzinach szczytu", teraz bez 20zł nawet nie ma co wychodzić z domu. O cenach wszelkich przekąsek nie wspomnę, bo to istna paranoja, żeby za kilkadziesiąt ziarenek popcornu płacić czasami więcej niż za sam film, ale chyba wszyscy wiedzą, że kina utrzymują się głównie z tego, a nie z filmów. I wiem, że pewnie jest w tym jakaś logika, ceny biletów są jakie są nie bez powodu, ale dla przeciętnego widza takie zagrywki wydają się być po prostu wyzyskiem. Co mogę powiedzieć pozytywnego o ww. Największej Sieci Kin w Polsce, to to, że zawsze siedzę w czystej, klimatyzowanej sali, zawsze pod koniec seansu przychodzi paź z wózkiem, do którego mogę wrzucić kartonik po zjedzonym popcornie i butelkę po coli z biedry, kupioną przed seansem i przeszmuglowaną na salę ;) Po prostu czuję się, jak król !



Ale dobra, miało być o Avengers: Czas Ultrona, albo po prostu Avengers 2. Żeby nie było, jestem w pełni usatysfakcjonowany tym, co zobaczyłem w kinie. Sporo akcji, poprzedzonej budowaniem klimatu, fenomenalne (z może raczej już standardowe?) efekty specjalne, dobra, acz nie rzucająca się w ucho ani nie utrwalająca się w pamięci żadnym momentem ścieżka dźwiękowa.
Nie zdradzę wiele, jeżeli powiem, że w tej części uświadczymy nowych Avengers, czyli Scarlet Witch, Quicksilvera i Visiona. A teraz pozwolę sobie na chwilę emocji...SŁODKI JEZU, jak świetnie odwzorowane i odegrane są role tych bohaterów. Scarlet Witch, w tej roli Elizabeth Olsen wypadła znakomicie, w akompaniamencie fenomenalnych towarzyszących jej mocom efektom specjalnym. Vision - mega charyzmatyczny aktor, którego wcześniej widziałem w (niezwykle marnym, niestety) "Bezwstydnym Mortdecaiu" Paul Bettany, świetnie odegrana rola "syntetycznego" superbohatera, coś w stylu dr. Manhattana z "Watchmen" (który to film także serdecznie polecam, oryginalne podejście do superbohaterów i znakomita fabuła), tyle że na o wiele mniejszą skalę. No i Quicksilver. Czytając komentarze w Internecie, ludzie w tej roli woleli Evana Petersa w X-Men: Przyszłość, która nadejdzie, lecz mnie ten luzacki, nonszalancki poniekąd młodzian ze srebrnymi włosami nie za bardzo przypadł do gustu, choć to bardziej wina aktora, którego nieszczególnie lubię. Pietro Maximoffa, czyli Quicksilvera, w Avengers 2 zagrał Aaron Taylor-Johnson, znany nam aktor z filmu Kick-Ass. I choć tam także niezbyt mi się podobał, to tutaj wypadł lepiej. O niebo lepiej. Wiem, wiele kwestii mówionych to w Avengers 2 może i nie ma, ale sama postać, sposób w jaki się zachowuje, mówi, po prostu sprawia mi frajdę oglądanie tego. No i znowu świetne efekty specjalne przy używaniu jego supermocy. Ale tyle o aktorach.



Dla mnie, czyli dla kogoś kto nie czytał wielu komiksów o Avengers, fabuła jest spójna, ciekawa, ale czuć, że jest skierowana do młodego widza. Czekam jednak z utęsknieniem na film Marvela, który jest mroczniejszy, pokazuje coś w klimatach serialu Daredevil, brutalną, szarą i zarazem krwawą rzeczywistość, bez tak dużej ilości wybuchów i żarcików Tony'ego Starka. Zawiodłem się trochę na postaci samego Ultrona. W liście najgroźniejszych złoczyńców uniwersum Marvela, Ultron zajmuje dosyć wysoką pozycje, a w filmie bliżej mu do metalowej zabawki, niż do czarnego charakteru, który ma zagrozić istnieniu Avengers a także całego świata. Nie czuć tej silnej złej aury, która powinna przecież towarzyszyć tej postaci, a to dlatego, że film jest za krótki, żeby uwypuklić całą "osobowość" głównego złego. Tak jak można przeczytać w oficjalnych wypowiedziach reżysera, film miał trwać 3 godziny, a trwa tylko 141 minut. Szkoda, bo film mógłby być trochę dłuższy, a zdecydowanie lepszy w odbiorze jako całość. Poza tym, Ultron jest... luzakiem. Ale mnie osobiście to nie przeszkadza, bo przecież ma on w sobie jakąś część osobowości swojego stwórczy, czyli Tony'ego Starka. Ale nowe Avengers są dobrym filmem akcji, udanym sequelem, jeżeli podobała Ci się "jedynka", Czas Ultrona jest czymś dla ciebie. A mi jedyne co pozostaje, to czekać na kolejne produkcje z tego uniwersum.



Ant-Man, reboot Fantastycznej Czwórki, a w przyszłym roku m.in. Kapitan Ameryka: Wojna Domowa, X-Men Apocalypse i Doktor Strange, szykuje się kawał dobrego kina superbohaterskiego ! Czekam oczywiście także na bardziej mroczne produkcje DC, czyli Batman vs. Superman i Suicide Squad (ach, te zdjęcia z planu i Jared Leto jako Joker...). Jedyne na co nie czekam, to kolejny reboot Spider-Mana. Panowie z Marvela, ileż można... ja wiem, że jest to uwarunkowane jego późniejszym występem w innych filmach, niekoniecznie z nazwą Człowiek-Pająk w tytule, ale czy dwa resety serii w tak krótkim czasie nie wystarczą ?