piątek, 20 lutego 2015

Snajper

No, to jestem świeżo po seansie "Snajpera", szerzej znanego na świecie jako "American Sniper" :)
Zanim jednak przejdę do sedna, chciałem tylko dodać, że na film ten nie wybierałem się jakoś przesadnie pozytywnie nastawiony. Kiedy po raz pierwszy usłyszałem o tej produkcji, a raczej zobaczyłem trailer, wiedziałem jedno: filmu biograficznego o snajperze nie da się spieprzyć. Nawet jeżeli został on nominowany do Oskara, a takich "dzieł" kilka oglądałem, większość wyłączałem po 30 minutach, bo po prostu były monotonne, zbyt poważne i nieciekawie zrealizowane. Nie wiem, może nie jestem fachowcem do takiego rodzaju ambitnych filmów. Ale nieważne, ważniejsze jest to, jaki w moim odbiorze był Snajper.

Zaznaczam, że wielkim fanem kina biograficznego nie jestem, niemniej jednak "American Sniper"już teraz moim zdaniem wpisał się do kanonu klasyki kina. Ten film łączy w sobie dramat, biografię i kino wojenne i robi to genialnie. Jednocześnie film jest prawdziwy. Bradley Cooper, grający Chrisa Kyle'a, tytułowego bohatera, sprawia wrażenie jakby osobiście był uczestnikiem wydarzeń, których świadkiem był amerykański żołnierz, aktor jest autentyczny, co z resztą jest jednocześnie główną zaletą "Snajpera". Scena, widoczna także na trailerze (link tutaj), gdy Kyle stoi przed dylematem czy pociągnąć za spust i zabić niewinne dziecko, próbujące wysadzić amerykańskich Marines, jest tak autentyczna, że sam niemalże wstrzymałem oddech przed oddaniem strzału. 
Ale American Sniper to nie tylko doświadczenia wojenne. To także obraz pokazujący życie rodziny głównego bohatera, żony i dwójki dzieci. W filmie świetnie widać to, co przeżywa rodzina, gdy mąż i ojciec jednocześnie, zostaje wysłany na wojnę, oraz jakie piętno na psychice człowieka naznacza wojna, choć i tak stan, w którym znalazł się Chris Kyle po misji nie był wcale najgorszy.
Film zrealizowano pod każdym względem poprawnie. Nie ma tu zbyt dużo przesadnego dramatyzmu, nie ma w nim ani krzty monotonii, ponieważ po prostu nie ma na to czasu, gdy strzelają do ciebie talibowie, a rodzina powoli zaczyna ci się rozpadać. Scen akcji także jest w sam raz, są pełne emocji i uzasadnionego realizmu, co za tym idzie są dosyć krwawe. Aha, zapomniałbym o najważniejszym. Film pod żadnym pozorem nie jest proamerykański. Główny bohater tylko raz wspomina, że walczy dla wspaniałego kraju, jakim jest Ameryka, ale sytuacja w jakiej te słowa wypowiada całkowicie to uzasadnia poza tym, Chris miał pełne prawo tak sądzić. Abstrahując, osobiście  uważam, że w byciu dumnym z kraju, z którego się pochodzi nie jest niczym złym, wręcz przeciwnie :) Weź także pod uwagę, że film ten ma oddać hołd bohaterowi wojennemu Ameryki...

Podsumowując, "American Sniper" jest pozycją obowiązkową dla każdego, kto lubi dobre kino. Dobre oceny na różnych portalach nie są bezpodstawne, gwarantuje Ci to ! :)

Mam nadzieję że zachęciłem Cię, abyś wybrał się przy najbliższej okazji do kina, oraz że spodobał Ci się powyższa recenzja. Nie chciałem żeby była za długa, a żeby po prostu oddawała jak najlepiej to, jaki jest ten film. Dzięki i do następnego!


wtorek, 17 lutego 2015

Nudny napad na bank...

Witam Cię, drogi Czytelniku! Znowu jest późno w nocy, a ja piszę. Cóż, przywykłem do tego, i tak wiem, że czytasz to w środku dnia, ewentualnie wieczorem, ale co zrobić, jak chce, to pisze.
Wiem, że nie piszę codziennie, nie taki jest też zamiar tego bloga. Gdy chcę już coś konkretnego przekazać, nie może być to byle pierdoła. Konkrety. A jako że nic ciekawego ostatnio nic się nie działo, to też nic nie bazgrałem. A raczej wklikiwałem. Prawdopodobnie już teraz masz dosyć czytania tego lania wody, także przejdę do rzeczy :)

A mianowicie, miałem ostatnio nieprzyjemność oglądać pewien film. Jako że nagrałem się niedawno w grę PayDay 2, w której w skrócie chodzi o wykonywanie napadów z bronią w ręku, a zabawa jest przednia, bo można grać w maksymalnie 4 osoby, to też znalazłem w Internetach dwójkę fajnych ludzi ze Stanów, i tak przegrałem sobie z nimi w tą gierkę ładnych parę...naście mile i pożytecznie spędzonych godzin, grając i szlifując angielski.
I znowu zboczyłem z tematu, ale już wracam do sedna. Jako że nagrałem się w PayDay, moją uwagę zwrócił, film American Heist, opowiada on o dwójce braci, Jamesie i Frankiem. Frankie po powrocie z więzienia, w którym spędził bodajże 10 lat za zabójstwo policjanta, wraca do złodziejskiego fachu, tym razem wciągając także i młodszego brata w tytułowy napad na bank. O bohaterach powiem tyle, że byli tak pasjonujący, że żeby przypomnieć sobie ich imiona musiałem zerknąć na IMDB, po prostu byli nudni i sztucznie odegrani. Co jest o tyle zaskakujące, że o ile Jimmy'ego grał jakiś nieznany mi wcześniej aktor (Hayden Christensen) to Frankie'ego grał nie kto inny jak Adrien Brody, znany chociażby z genialnej roli w "Pianiście". Adrien zagrał po prostu źle. Jego postać jest nudna, widać wyraźnie że do niego nie pasuje i że jest odegrana wyłącznie aby załatać dziurę w budżecie aktora. W filmie praktycznie nie ma akcji, jest za to mnóstwo płakania, wylewania żalów, znalazło się nawet miejsce na jedno złamane serce, swoją drogą ładnej aktorki Jordany Brewster, którą znamy chociażby z roli Mii Torreto w Szybkich i Wściekłych, a która zagrała rolę "byłej" Jimmy'ego.
Sam napad na bank jest zrealizowany wręcz komicznie, a zakończenie do którego prowadzi jest nijakie. W założeniu miało pewnie wywołać falę łez, ale może jestem nieczuły na ludzką tragedię, finał wzbudził we mnie tylko niezręczną konsternację i pytanie "yyy...to już koniec ?"

Jeżeli mimo wszystko macie ochotę obejrzeć ten film, to proszę bardzo, ale nie mówcie potem że straciliście 2 godziny swojego życia, ostrzegałem ! :) 
Wzięło mnie na pisanie recenzji, no to napisałem. Aha, możesz być pewny, drogi Czytelniku, że napiszę recenzję film, na który wybieram się w piątek do kina, a mianowicie na "American Sniper".
Film ten to kandydat do tegorocznej nagrody Oscara, dotychczasowo słyszałem o nim same dobre opinie, a jako że lubię Bradleya Coopera, tym bardziej z przyjemnością wybiorę się na ten film. Ten facet w każdej roli po prostu jest sobą, jest prawdziwy, nie tak jak tych dwóch, opisanych powyżej Panów...

Na dzisiaj to wszystko z mojej strony, dzięki że przeczytałeś i życzę miłego dnia !

Aha, jeszcze jedno... na dole możesz zostawić komentarz, jeżeli podobał Ci się powyższy kawałek tekstu, byłbym wdzięczny za opinie :) Ciao !


czwartek, 12 lutego 2015

Cichy zabójca ? Bitch please...

Dzisiaj będzie krótko, bo jestem dosyć zmęczony, głównie rzeczywistością :) Spośród tych wszystkich absurdów, o których możemy usłyszeć, opowiem o tym najbardziej przyziemnym i... w sumie przyjemnym. A mowa będzie o filmie. Hitman: Agent 47, to nowy film, mający wejść w tym roku do kin. Jednak już w 2007 roku wszedł do kin pierwszy film o Agencie 47, w którym główną rolę grał Timothy Olyphant i choć film ten był przez wielu krytykowany, to  mnie osobiście się podobał. Ot, odprężający film akcji, wybijający się ponad przeciętność tym, że został wykonany na podstawie serii gier komputerowych o takim samym tytule. Ale jeżeli tamten Hitman był krytykowany, to nie chce wiedzieć, co będzie, jeżeli tegoroczny film będzie taki, jak jego trailer...

Ale od początku, dla niewtajemniczonych: tak jak wspominałem, Hitman, a właściwie Agent 47, bo takie jest jego imię, to postać z gier komputerowych. Jest płatnym zabójcą, wysoki, łysy z kodem kreskowym na potylicy, zawsze odziany w czarny garnitur z czerwonym krawatem, jego znakiem rozpoznawczym jest garota, oraz 2 pistolety Silver Baller. Gry opierają się głównie na eliminowaniu celów na obszernych (lub trochę mniej) mapach, lecz przy wykonywaniu zadań mamy wolną rękę. Możemy delikwenta otruć, zastrzelić albo spowodować "wypadek", have it your way. I to tak naprawdę tyle, co potrzeba Ci wiedzieć o tej grze, bo przecież mowa ma być o filmie. A film (ten z 2007 roku) był niezły. Miał klimat, aktor grający głównego bohatera był bardzo dobrze dobrany, ogólnie zachęcam, nawet jeżeli nie graliście w grę, bo to po prostu dobry film akcji.

Natomiast najnowszy trailer... polecam najpierw go zobaczyć (kliknij ten napis na żółto) i dopiero wróć do czytania. 

Zobaczyłeś ? Dużo akcji, prawda ? Problem w tym, że za dużo. Jak już napisałem w komentarzu pod filmem, Agent 47 nie ma być zabijaką, który bierze udział w strzelaninie na środku ulicy, w dodatku z masą żołnierzy SWAT. Agent 47 zabija po cichu, z klasą. Oddaje pojedynczy strzał, w pojedynczy cel, jest szybki i nie ma litości. I mam świadomość tego, że półtoragodzinny film o kolesiu, który zabija jednego faceta z kilku kilometrów z karabinu snajperskiego byłby, lekko mówiąc... nieciekawy, no ale come on ! Przecież to nie terminator do cholery ! No ale dobra, to tylko pierwszy trailer, może twórcy przeczytają komentarze pod filmem i zdecydują się zmienić film, o ile tylko jeszcze mogą go zmienić, na tyle, żeby przynajmniej trzymał klimat filmu z 2007 roku. Tymczasem trzeba uzbroić się w cierpliwość, wybrać się do kin i liczyć na cud.

Aha, tak swoją drogą, niedługo zagram w najnowszą część gry Hitman: Absolution, więc pewnie coś o niej napiszę jak będzie tego warta. I o ile będzie mi się chciało. A tymczasem żegnam i dzięki za przeczytanie, do następnego ! ;)


środa, 11 lutego 2015

O serialach, cz.1 : Breaking Bad, Vikings, Arrow

Witam. Dzisiaj nie w środku nocy, ale postaram się pisać równie ciekawie ;) Na początku chciałbym wyrazić moje zdziwienie gdy przez przypadek przeglądałem statystyki mojego bloga, bo z początku myślałem, że moje testy będzie czytać góra 20 osób, ale na dzień dzisiejszy łączna liczba wyświetleń wyniosła aż 125 :) Jestem mile zaskoczony zainteresowaniem, dzięki ! P.s. tekst na żółto, to linki do seriali, polecam się zapoznać !

Ale do rzeczy, dziś napiszę nieco o serialach, które oglądałem oraz które oglądam aktualnie. Z góry zaznaczam, że "serial" w moim przypadku nie oznacza serialu o miłości, które lecą na TVP, ani, broń boże nie oznacza to wytworu typu pseudo "reality show" np. Trudne sprawy, więc jeżeli czytasz to po to, żeby poznać jakiś nowy serial do obejrzenia w walentynki, to źle trafiłeś, Czytelniku ;) 
Zastanawiałem się, jaką formę ma przybrać ten tekst, jako że oglądam sporo seriali, ale zdecydowałem się opowiedzieć o nich w miarę spójnym tekście, bo wymienianie ich w punktach było by zbyt sztywne. No...i już na wstępie mam mały problem, bo teraz, gdy o tym myślę, jest tego trochę i nie wiem za bardzo od czego zacząć. Zacznę więc od seriali, które na dobre się skończyły, bo nie jest ich dużo. Najlepszym z nich, jak i ogólnie jeden z najlepszy seriali, które miałem przyjemność obejrzeć, jest niewątpliwie Breaking Bad. Liczy on sobie 5 sezonów po 13 odcinków (ostatni sezon ma ich 16), opowiada o dramacie nauczyciela chemii w szkole średniej, Waltera White'a, który dowiaduje się że ma raka. Brzmi jak najnudniejszy serial, prawda ? Walter jednak nie jest człowiekiem, który po otrzymaniu "wyroku śmierci", po prostu pożegna się z rodziną i rzuci wszystko. Postanawia on jednak zapewnić godną przyszłość i staje się producentem metaamfetaminy. Po drodze wejdzie on w konflikt z różnego formatu narkotykowymi baronami, problemy zacznie sprawiać również jego "dystrybutor", młody uczeń Jesse Pinkman, warto też zaznaczyć, że Walter w rodzinie ma szwagra, federalnego, który w końcu... ale dobra, na tym koniec, bo nie chcę za dużo zdradzać. Serial jest mistrzowski na wszystkich płaszczyznach, gra aktorska stoi na najwyższym możliwym poziomie, nie tylko głównym bohaterów, ale i postaci epizodycznych. Kapitalne są też zdjęcia, a jako że akcja dzieje się w Albuquerque, czyli w Nowym Meksyku, USA, samo umiejscowienie akcji było dla mnie powodem dla poświęcenia dziesiątek godzin przed telewizorem. I żadna nie była zmarnowana. Chyba nie muszę wspominać o genialnej muzyce ? 

No, to chyba wystarczy żeby zachęcić Cię do oglądania, tym czasem przejdę do drugiego serialu, który pomimo że nie był tak dobry jak Breaking Bad, także warto poświęcić mu chwilę uwagi, zwłaszcza jeżeli jesteś fanem starożytnego Rzymu. A jest nim Spartakus, który opowiada o przygodach, jak sama nazwa wskazuje, Spartakusa, znanego gladiatora Rzymskiego, który przewodził buntem niewolników. Serial ten podzielony jest na 3 sezony, lecz ja oglądałem tylko dwa "Spartakus: Krew i piach" oraz "Spartakus: Zemsta". Jest też trzeci, "Wojna potępionych", chociaż ten ostatni z bliżej niewiadomego mi powodu pominąłem. Ciekawy serial, duża ilość akcji i choć nierówny, i momentami widać tandetne efekty specjalne, to polecam, zwłaszcza że to dobry serial na motywach historycznych. Nie polecam jednak dla ludzi o słabych nerwach, bo krew na arenach leje się hektolitrami, a i scen seksu uświadczymy dosyć sporo. Info dla kobiet: aktorzy zdecydowanie mogą się podobać ;) 

Jeżeli już mówimy o serialach akcji  z elementami historycznymi, nie mógłbym pominąć serialu, który dla mnie jest stosunkowo nowym odkryciem, a którego 2 sezony (po 10 odcinków, trzeci sezon wchodzi w tym miesiącu) łyknąłem w półtora tygodnia, a mianowicie mowa o Vikings. Historia wypraw wikingów, na czele której znajduje się Ragnar Lothbrok (w tej roli znakomity Travis Fimmel) ukazana jest w świetny sposób, serial porównałbym pod wieloma względami do popularnej Gry o Tron, choć o ile w Grze wątków jest dziesiątki i szczerze mówiąc co sezon zapominam co działo się w poprzednim (o imionach bohaterów nie wspomnę), to w Wikingach jest właściwie jeden, spójny wątek, bardzo konkretny, lecz nie brak w nim intryg, zwrotów akcji i genialnych cliffhangerów. Aż mnie ciarki przechodzą, gdy wspomnę sobie ostatni odcinek drugiego sezonu, chyba największe zaskoczenie jakie spotkało mnie podczas oglądania serialu, serio :) Śmiało posuwam się teraz do stwierdzenia, że Wikingowie znajdują się w pierwszej trójce najlepszych seriali jakich doświadczyłem, absolutny "must see" !

Jako że zdecydowałem się podzielić blog o serialach na dwie (a może nawet trzy) części, ostatnim serialem jaki wspomnę dzisiaj będzie Arrow. Kolejny serial, który znajduje się w ścisłej czołówce moich ulubionych, a który opowiada o superbohaterze komiksów DC, Green Arrow. I nie, nie jest to kiczowaty bohater pokroju Super-mana, który strzela laserami i podnosi góry. Zielona Strzała to Oliver Queen, człowiek z krwi i kości, który rozbił się na bezludnej (czy na pewno?)  wyspie, gdzie opanował do perfekcji sztukę walki i posługiwania się łukiem i strzałami. Po powrocie do swojego miasta, Starling City, staje się zamaskowanym herosem, walczącym z przestępczością. I być może brzmi to słabo, lecz co tydzień z niecierpliwością czekam na kolejną porcję przygód Olivera. Akcji w tym show nie mało, a całość owiana jest mgiełką tajemnicy wydarzeń z przeszłości głównego bohatera, które ukazane są w retrospekcjach, co odcinek. Jeżeli chcesz dowiedzieć się kto i po co wyszkolił Olivera w posługiwaniu się łukiem, oraz z jakimi superłotrami przyjdzie mu się zmierzyć, albo po prostu lubicie DC/Marvela, serial na pewno przypadnie Ci do gustu :)

Dobra, na dzisiaj tyle, bo już i tak się rozpisałem. Na pewno wrócę do kwestii seriali, a zostało ich jeszcze trochę...tymczasem zachęcam do przesyłania mi pytań jeżeli coś jest niezrozumiałe, opinii o serialach jak i mojego bloga ogółem, napisz też, jeżeli uważasz że jakiś serial jest godny polecenia ! Dzięki i miłego dnia ;)

poniedziałek, 9 lutego 2015

Książka.

Tak jak się spodziewałem, jest środek nocy, a mi przyszła ochota na pisanie. Plus jest tego taki że w nocy jestem najbardziej...rozgadany. Tak jak w tytule, dzisiaj o książkach, które czytam. A czytam od małego, i to właśnie gdy byłem mały czytałem najwięcej. Powód jest bardzo prosty, nie miałem komputera.

Wiadomo, gdy ma się 8 lat, nie czyta się Dostojewskiego, ale na pewno wpłynęło to pozytywnie na moją wyobraźnię i wiedzę. Czytałem głównie Harry'ego Pottera, jako że to właśnie wtedy ukazywały się kolejne tomy, wiadomo czytałem też różne inne rzeczy, ale akurat teraz nie potrafię sobie ich przypomnieć. To co na pewno zapamiętałem, to czytanie komiksów. Głównie Kaczora Donalda, ale lubowałem się także w serii Dobry Komiks, gdzie między innymi ukazywały się "The Amazing Spiderman", "X-Men", czy "Soul Saga", tą ostatnią serię trzech komiksów kupiłem sobie znowu dosyć niedawno w Internecie, i który to komiks zdecydowanie nie był przeznaczony dla oczu ośmiolatka ;) Swoja drogą, kiedyś pojedynczy zeszyt komiksu można było nabyć w kiosku za 4,90zł, teraz bez czterdziestu złotych nawet nie ma co wychodzić z domu. Ubolewam nad tym mocno, zwłaszcza że czasami zdarza mi się kupić tomik komiksów z Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela, który to pojedynczy kosztuje ową kwotę. Szkoda.

Teraz czytam mało, głównie z lenistwa, częściej wolę posiedzieć na kompie i pograć w gry tudzież pooglądać film czy obejrzeć serial (o których napiszę w niedalekiej przyszłości), niż usiąść do książki, ale staram się czytać gdy tylko najdzie mnie na to ochota. Co czytam ? Głównie fantastykę, najwięcej na półkach mam Stephena Kinga ("To", Stukostrachy", "Sklepik z marzeniami" itd.), ostatnio zacząłem czytać Wiedźmina, książki Sapkowskiego są naprawdę świetnie napisane, czyta się łatwo i przyjemnie, a czasami można się uśmiechnąć. Gorąco polecam, z resztą, tak samo jak i prozę Kinga.
Uogólniając, lubię książki przygodowe, Stephena Kinga uwielbiam także za to, jak dokładnie opisują Stany Zjednoczone. W większości jego książki oparte są na przygodach ludzi, który na mniejszą lub większą skalę jeżdżą po kraju, lecz opisy ich podróży i przygód są tak świetnie i szczegółowo napisane, że mogę choć przez chwilę poczuć się częścią opowieści, co jest niesamowite, zwłaszcza dla kogoś, kto marzy o wyjechaniu właśnie do USA.

Niestety, są też popularni autorzy, których dzieł zdecydowanie nie mogę polecić, jednym z nich jest Terry Pratchett. Miałem w swoim życiu dwa kontakty z tym autorem i były to książki o zgoła odmiennej tematyce, mianowicie Nacja oraz Kolor Magii z serii Świata Dysku. Ja wiem, że Pratchett pisze bardzo nierówne książki, ale "Nacja", opowiadająca o przygodach rozbitków na wyspie jest tak niesamowicie nudną książką, że aż zastanawiam się, czy nie wrócić do czytania jej przed snem, żeby łatwiej mi było pokonać nocną bezsenność. Z kolei Kolor Magii zaczyna się w miarę fajną opowieścią, gdzie jesteśmy świadkami przygód dwójki bohaterów,  lecz im dalej w las, tym bardziej wydaje mi się jakby książkę tę napisał ktoś po zażyciu sporej dawki środków halucynogennych. Może i jestem pechowcem i powinienem przeczytać coś jeszcze od tego autora, ale na razie Wiedźmin o wiele bardziej do mnie przemawia.

Aha, jeszcze jedna mała rzecz. Możesz się z tym nie zgadzać, książki są różne i każdy ma własny gust, ale są książki, które osobiście nazywam papierem toaletowym. Są to różnego rodzaju romansidła, takie za 3,99 z kiosku, oraz takie "ambitne", równie "ambitnych" pisarek bądź pisarzy, które jedyne co mają na celu to albo przelanie żalów rozgoryczonej autorki na papier, albo/i przedstawienie wyidealizowanego świata, co skutkuje namieszaniem w głowie docelowemu odbiorcy, czyt. dorastającemu dziecku, co może być bardzo tragiczne w skutkach. Takiemu czemuś zdecydowanie mówię nie.

No, na dzisiaj to tyle. Ściana tekstu, wiem, ale ten i nadchodzące tematy, coś czuje będą potrzebowały więcej miejsca, ale liczę że czyta się to w miarę ciekawie. Dzięki jeżeli dotrwałeś/aś do końca :)


niedziela, 8 lutego 2015

Hi, my name is.

Cześć, nazywam się Kuba.  Jak już pewnie widzisz, postanowiłem założyć bloga. Zastanawiasz się pewnie: po co i o czym będę pisał. Odpowiadam: będę pisał w głównej mierze po to, żeby podzielić się z Tobą informacjami, które wydają mi się ciekawe. A że ostatnio dużo tego, to będę  pisał dużo. Przynajmniej mam taką nadzieję, bo z systematycznością u mnie kiepsko.

A o czym będę pisał ? No...i tu zaczyna się właściwa część dzisiejszego bloga. Ogólnie gdy myślałem o tym, o  czym będę pisał (a nas założeniem bloga myślałem dobry rok), okazało się, że interesuje się tyloma rzeczami, że żeby je napisać, muszę sobie je przemyśleć. Interesuję się kulturą; głównie grami "na komputer", filmem, książką etc. Informuję jednak, że poetą nie jestem, na wierszach się nie znam i nie lubię ich czytać, więc jeżeli jesteś tu, żeby coś o tym poczytać, to przykro mi. O rodzajach gier, książek, filmów, które lubię napiszę kiedy indziej, bo za dużo tego. Od dzieciństwa rysuję, czasami może zamieszczę jakiś mój bohomaz :)
Lubię także podróżować i poznawać innych ludzi, co za tym idzie, uwielbiam także uczyć się języków, chociaż jak na razie mam wyuczony tylko angielski, nieskromnie mówiąc na bardzo wysokim poziomie. I tak, szczycę się tym dosyć mocno, bo uważam, że jeżeli jesteś w czymś naprawdę dobry, nie powinieneś wstydzić się do tego przyznać. Lubię także wszelkie nowinki technologiczne, także jeżeli coś przykuję moją uwagę, to nie pomknę o tym napisać dwa, trzy zdania. Z "głębszych" tematów, interesuję się nieco socjologią oraz nieco psychologią, chociaż wykształcony w tych kierunkach nie jestem (może kiedyś będę, kto wie), ogólnie chodzi o to, że lubię zastanowić się czasem dlaczego ludzie myślą/zachowują się, tak a nie inaczej. Pewnie nie wiesz o co chodzi, ale zachęcam do regularnego odwiedzania mojego bloga, wtedy wszystko się wyjaśni, obiecuję :)

Na pewno o wielu rzeczach zapomniałem, na poszczególne tematy wyżej wymienione rozpisywać się nie miałem zamiaru, bo przecież nie o to chodzi w pierwszym wpisie. Jeżeli jednak chociaż jeden z tematów interesuje także Ciebie, gorąco zachęcam do odwiedzania, na pewno będzie co poczytać. I nie bój się, że każdy mój post będzie ścianą tekstu, bo samemu nie lubię czytać takich rzeczy, nawet gdy są one ciekawe, bo taka forma po prostu odrzuca czytelnika. Krótka, treściwa forma, przy tym będę starał się trzymać...no chyba że temat faktycznie będzie potrzebował więcej miejsca. Na dzisiaj to tyle, pozdrawiam :)